|
|
|
|
aaa4
balas
Dołączył: 20 Kwi 2018
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Pią 18:33, 20 Kwi 2018 Temat postu: zle |
|
|
Waszyngton, Dystrykt KolumbiiWrocil do domu okolo polnocy. Na szczescie samolot przylecial punktualnie. Jazda taksowka z lotniska minela nie najgorzej, a jednak serce nadal mu lomotalo. Walilo o zebra tak mocno, ze gotow bylby przysiac, ze ma tam juz siniaki. Bolaly go przerazliwie wszystkie miesnie. Zmeczenie przenikalo w kazdy por skory.
Wlaczyl telewizor i komputer, skakal po kanalach, szukajac wiadomosci z Bostonu. Zdjal przepocona koszulke polo i cisnal ja w kat, zly ze musial wyrzucic podkoszulek Red Soksow i stare buty marki Nike. Dobrze, ze wzial z soba ubranie na zmiane. Nie zabral jednak dosc folii, zeby posprzatac te jatke. Tym razem wpadl w taki szal, ze nawet sobie nie zdawal sprawy, ile krwi znalazlo sie na nim i na scianach szopy w ogrodzie, kiedy rznal cialo ojca Paula na kawalki. Kawalki, ktore miescily sie akurat w trzech workach na smieci. Chwilami atak szalu byl tak niepohamowany, jakby zupelnie przestal kontrolowac swoj umysl i cialo. Jakas jego czesc obserwowala to, i owszem, zawieszona w odleglym kacie pod sufitem, ale tylko obserwowala, nie brala w tym udzialu ani nie byla zdolna go powstrzymac.
Potem powrocil spokoj. Cisza po burzy zamiast przed nia. Umyl sie pod prysznicem obok szopy, delektujac sie cisza popoludnia i intymnoscia, ktora zapewnialo wysokie na prawie dwa metry drewniane ogrodzenie, potezne deby i kwitnacy zywoplot. Chociaz byl upalny lepki lipiec, to miejsce przypominalo mu rajski Eden, gdzie w koncu mogl zmyc z siebie wine, nienawisc, swoje grzechy. Dlaczego wiec nadal pulsowalo mu w skroniach?
Przestal skakac po kanalach, zobaczywszy na ekranie stary kosciol w wiadomosci stacji Fox. Nie wlaczyl dzwieku, wystarczyly napisy u dolu ekranu. Pokazywali kosciol Najswietszego Sakramentu i plebanie, a on czytal, ze ojciec Paul Conley zostal ofiara brutalnego mordu, wspomnieli tez o pani Sanchez, a on poczul zal. Nadal dreczylo go, ze musial ja zabic, ale stara kobieta stanela mu na drodze. Nic nie mogl na to poradzic.
Nie bylo ani slowa o glowie pozostawionej na oltarzu. Wszedl do cichego zamknietego kosciola tylnym wejsciem, otwierajac drzwi kluczem ojca Conleya. Nie przyznano, ze nie znalezli nic procz glowy ksiedza. Usmiechnal sie. Zostawil worki trzy przecznice dalej, na tylach Joe Seafood Grill and Bar, gdzie cuchnace smieci z calego tygodnia wypadaly juz z pojemnika. Rzucil ojca Paula na szczyt tej gory gnoju. To bylo dla niego odpowiednie miejsce.
Tak, poza nieustajacym waleniem w piersiach czul sie calkiem dobrze, byl usatysfakcjonowany.
Wylaczyl telewizor i szedl wlasnie w strone lozka, kiedy spostrzegl w gornym rogu ekranu komputera, ze dostal wiadomosc. Ikona mrugala do niego, jakby znala jego tajemnice. Patrzyl na nia, ogarniety kolejna fala paniki. Nie siadajac, kliknal na ikone. Wiadomosc byla od Pozeracza Grzechow, tylko jedna linijka. Przeczytawszy ja, obejrzal sie przez ramie, czy zamknal drzwi na klucz. Wiadomosc brzmiala:
Cos ty zrobil, do diabla?
ROZDZIAL SZESCDZIESIATY OSMY
Sroda, 7 lipcaDepartament Policji
Waszyngton, Dystrykt Kolumbii
Gwen Patterson siedziala na metalowym skladanym krzesle, ktore zaoferowala jej Racine, obok zalozonego papierami biurka. Racine wyszla gdzies, Gwen zdawalo sie, ze minelo juz wiele godzin, choc tak naprawde uplynelo tylko kilka minut. Nie byla pewna, dlaczego Racine nalegala, zeby przyszla na policje. Moze chciala ja aresztowac. Tak czy owak, Gwen byla przekonana, ze Racine z przyjemnoscia skazala ja na czekanie w samym srodku halasliwego chaosu, ktory stanowil jej swiat, zamiast na miekkiej wygodnej kanapie w gabinecie, ktory uwazala za swiat Gwen.
-Kilka razy oskarzono go o napasc. - Racine stanela nagle za plecami Gwen i tak ja przestraszyla, ze Gwen omal nie podskoczyla. Racine chyba tego nie zauwazyla. Rzucila teczke na biurko, a raczej na sterte papierzysk na biurku, potem przysiadla na jedynym wolnym od papierow rogu. - Zadnych wyrokow. Dobra wiadomosc jest taka, ze mamy jego odciski palcow, wiec nie musimy poslugiwac sie pani szklanka, zwlaszcza ze zostala wykorzystana bez jego zgody i wiedzy. Zla wiadomosc jest taka, ze nie odpowiadaja one odciskom na rzeczach, ktore pani nam dala. Czy z tego powodu sie z pania spotyka? Ma zwyczaj bicia kobiet pod pokrywka seksu?
Gwen starala sie nie robic zdziwionej miny. Ale czy powinna byc zdziwiona? Dla kogos takiego jak Rubin Nash to normalne. Mezczyzni, ktorzy w doroslym zyciu traktuja innych brutalnie, czesto byli molestowani w dziecinstwie. Nie powinno jej rowniez dziwic, ze ukrywal to przed nia. Nie chcial, by wiedziala, ze jego podboje konczyly sie brutalnie. A kiedy staly sie krwawe? Czy powinna byla cos zauwazyc?
-Nie wiedzialam, ze byly na niego jakies skargi. - Zabrzmialo to bardziej powsciagliwie, niz sobie zyczyla. Racine zmarszczyla czolo, rozczarowana albo znowu zla. Trudno powiedziec. U Racine to jakos szlo w parze.
-Czy takie sprawy obejmuje ta wasza tajemnica lekarska?
-To nie takie proste. - Gwen z godnoscia przyjela kolejny cios, potem zaczela wyjasniac pani detektyw: - Tak, powod naszych spotkan jest tajemnica. Zreszta ten pacjent nawet nie jest jeszcze podejrzany. Jednak nasza etyka zawodowa dopuszcza pewne wyjatki, zwlaszcza gdy w gre wchodzi czyjes bezpieczenstwo.
Racine przewrocila oczami i westchnela gleboko.
-Nie moge pani powiedziec, z jakiego powodu sie ze mna spotykal - ciagnela spokojnie Gwen. - Jesli jednak spyta pani, czy jako psycholog wierze, ze Nash odczuwa niechec do kobiet, odpowiem, ze tak, wierze w to.
Tym razem Racine spojrzala na nia, przekrzywiajac glowe, jakby bacznie jej sie przygladala. Na oczach Gwen przemadrzaly babsztyl odsuwal sie w cien i zamienial w osobe, ktora rozwiazuje zagadke.
-Okej, rozumiem... Czy, zgodnie z pani opinia - powiedziala, jakby testo
Post został pochwalony 0 razy
|
|